Post o poście
Kiedyś, szczególnie jako
nastolatka, nie lubiłam postu ani myślenia o nim. Kojarzył mi się z niewygodnymi
zaleceniami, typu brak tanecznych imprez i ograniczeniem, które wydaje się nie
do zrealizowania(np. postanowienie rezygnacji ze słodyczy)
Każdy, w miarę zaangażowany katolik wie, jest
świadom ważności, powagi , potrzeby postu. Świadomość, że trzeba to jednak za
mało. Jeśli post kojarzy się z cierpieniem, to znaczy że w naszym podejściu do
postu coś trzeszczy, zgrzyta i nie zazębia się innymi zwyczajami człowieka
wierzącego.
Jeszcze dobre uczynki jesteśmy w
stanie przyjąć do swojego planu tygodnia, bo przecież to tak ładnie wygląda,
gdy się komuś pomoże, ustąpi miejsca pani w autobusie…ale post?
Też tak myślałam. Nie pomagały
audycje, kazania, książki…
Przemówiła do mnie w ciągu
ostatnich lat obietnica skuteczności postu w rozwoju własnym oraz … wzmacnianiu
działania modlitwy.
Otóż okazuje się, że post to
doskonały czas na nawracanie się. Tak jak las to wspaniałe miejsce na spacer,
tak post to idealna pora na ćwiczenia duchowe.
I od tego trzeba zacząć. Od
pokuty. Nie od wyznaczania sobie wyzwań typu nie zjem mięsa w piątek.
Zrozumiałam, że myślenie o poście zmienia się na
lepsze dopiero wtedy gdy podejmiemy regularne życie sakramentalne i bezgranicznie
zaufamy Jezusowi. Uwierzymy, że On chce nam pomóc i potrafi. Wygodniej jest myśleć:
„nie dam rady wygrzebać się z grzechu x, lepiej już zrezygnować ze spowiedzi bo
i tak ten grzech wróci.” W walce duchowej nie jesteśmy sami i post nam to
bardzo dosadnie przypomina. Cierpienie Jezusa na krzyżu przypomina nam o
własnym krzyżu wyłażenia z błota grzechów i pozornych ograniczeń.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz